wtorek, 20 marca 2012

Budapeszt cz.2

Cóż... jak już wspomniałam, pierwszego dnia w Budapeszcie zgubiłam swoją grupę, więc następnego dnia wybrałam się już sama, z nowo zdobytą samodzielnością i mapą. Wówczas zgubiłam się w jakimś lesie, ale dzięki temu zwiedziłam dogłębniej okolicę i łatwiej potem korzystało mi się z mapy.

Pierwsze, co zrobiłam, to odwiedziłam Wyspę Św. Małgorzaty. Baseny niestety były zamknięte, więc przeszłam się do parku i zoo. Po drodze kupiłam precelka, z jak najmniejszą ilością lukru, bo nie lubię słodkiego, i usiadłam ze swoim śniadaniem na ławce. 
- FUUUUUUUUUUUJJJJJJJ!!!!! - krzyknęłam wypluwając to dziwne białe badziewie, które wzięłam za lukier. Wszyscy wokół na mnie dziwnie spoglądali, nie rozumiejąc mojego zdziwienia słoną polewą. 
Kiedy zaczynałam "rozkruszać" dziwne coś, odkryłam, że jest gumowate i zamiast po ludzku odpaść, tylko się ciągnie. Do dziś nie dowiedziałam się, co to właściwie było, Ale Węgrzy się tym zajadali.

W zoo znalazłam jeszcze więcej cudów. Znów było to miejsce bezpłatne i dostępne dla wszystkich. A mimo to, ciężko było dopatrzeć się jakiś papierków, czy śladów nieuszanowania miejsca publicznego. W zoo, jak w zoo, zwierzęta. Może nie było tam słoni, czy żyraf, ale wszystkie takie, mniejsze, jak najbardziej. Najbardziej zadziwiły mnie tamtejsze, wielobarwne kaczki, które pałętały się po parku i zasypiały na drogowskazach, ale węgierskie kury przebiły wszystko, co dotychczas widziałam:

(kaczki)

(węgierski kogut)

 (węgierskie kury)

Potem przeszłam się wzdłuż brzegu rzeki, dotarłam do tramwaju, i dumnie krocząc z mapą, pojechałam na drugi koniec miasta. Oczywiście na gapę. Tam były tak drogie bilety, że bardziej opłacało się kupić miesięczny, niż jednorazowy, i wszyscy tak też z mojej grupy zrobili, po czym przy metrze ostatniego dnia owe bilety sprzedawali po połowie ceny -_-'. Ja miałam z kolei plan udawać, że wcale nie znam angielskiego i w ogóle nie wiem o co chodzi, ani gdzie bilet dostać. Na szczęście nie musiałam sprawdzać swoich zdolności aktorskich, po zwiedzeniu na gapę Budapesztu wzdłuż i wszerz, postanowiłam również na gapę, skorzystać z pociągu i zwiedzić ruiny w Szentendre. Nie dość, że znów mi się udało, to jeszcze kanar pstrykał mi fotki ^^.

Ale wróćmy do tematu. Na drugim końcu miasta odnalazłam Muzeum Holocaustu. Pierwszy raz, jakaś wystawa mnie naprawdę mocno poruszyła. U nas w muzeach zazwyczaj są mapy, jakieś przedmioty należące do Żydów. Tam owszem także były, ale wokół było też pełno zdjęć, czy niesamowitych filmów. Nie wiem, czy były prawdziwe, czy jedynie stylizowały tamte czasy, ale widok człowieka, któremu się obcina członki, rozszarpuje przez konie, albo wpycha pod pociąg... Widok wrzucanych kopniakiem trupów do dołu, trupów, które właściwie już za życia były chodzącymi szkieletami, na długo pozostanie w mej pamięci.

 (Muzeum Holocaustu)

(Tuby, w których przechowywane były rzeczy żydów: portfele, zabawki itd.)

(Tablice zdjęciowe)

Muzeum było połączone z synagogą:


Kolejnym moim przystankiem był Pałac Sztuki. Można było tam wejść, za darmo oczywiście i zobaczyć bardzo dziwne rzeczy, oraz wpisać się do księgi gości. Nauczyć się gry na organach? Czemu nie! Wokół w 4 słuchawkach lecą albo melodie, albo wskazówki, albo dźwięki, których się używa. Nietypowe rzeźby, czerwone dywany, sceny teatralne.  Wszystko to można znaleźć właśnie tam!


(Pałac Sztuki)



 (niektóre z ekspozycji w Pałacu Sztuki)

(ciekawa budowla nieopodal z tarasem widokowym)

Tetr Narodowy, jednak przeszedł moje wszelkie oczekiwania. Warto zwiedzać nie tylko zabytki, ale też budynki, które stworzone są, by reprezentować miasto! Tak też wyglądał teatr. Osadzony, na gigantycznej niby łódce, wokół oczko wodne, z którego wystawały tonące i niby zniszczone greckie budowle. Korony drzew pościnane w równe owal, a wokół okrągłego budynku poprzyczepiane figury aktorów...

 (posąg przed teatrem, musiałam mu dorzucić też swoją ;P)

(brama teatru)



 (Teatr Narodowy - zwróćcie uwagę na drzewa po prawej stronie)

Szczęśliwa, z udanego zwiedzania miałam już wrócić do domu, gdy... zorientowałam się, że zgubiłam mapę -_-'. Jeździłam i łaziłam we wszystkie strony miasta. Było święto, kioski nieczynne, żadnego supermarketu w pobliżu. Pytając co rusz przechodniów, którędy do centrum, jakimś cudem wypatrzyłam znajomy tramwaj i padnięta dotarłam do hostelu.

Moje współlokatorki szykowały się na jakąś imprezę. Odprowadziłam je jedynie do Parku Cudów, bo nie miałam sił już skakać na imprezie. Park Cudów był dziwny. Można było w nim posiedzieć nad cudnie oświetloną wodą, można było się pohuśtać, czy pobiegać w gigantycznym, chomiczym kołowrotku, lub dumać do czego służy drewniana świnia, czy setka różnych śmiesznych figurek/rzeźb. Aczkolwiek prócz tych dziwów, cudów nie znalazłam.





Dziewczyny wróciły nad ranem. Gdy spytałam je jak było, machnęły tylko ręką. Okazało się, że pijane wsiadły do autobusu, w przeciwną stronę, a ponoć był to jakiś międzymiastowy. 
- Pojęcia nie masz, jak się wkurzyłam! - opowiadała jedna z nich - Zasnęłam sobie kulturalnie w busie, przebudziłam się, pytam resztę, gdzie jesteśmy, i co robią? Pokazują mi mapę z głupim pytaniem, czy widzę Budapeszt. Kiwnęłam głową, a ich palec wędruje wiele centymetrów dalej ze stwierdzeniem, że my jesteśmy gdzieś tutaj!

Cóż... więc nie jestem jedyną, nieporadną fajtłapą, która wszędzie i wszystko musi gubić :)

A na koniec zagadka. Możecie mi powiedzieć, czemu ten autobus tak po prostu przepływa sobie Dunaj i nie tonie?


sobota, 10 marca 2012

Budapeszt cz.1

Mówi się, że "Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki.". Niektóre ze źródeł  podają wręcz niesamowite dowody lojalności tego kraju wobec nas. Pamiętną została rozmowa ówczesnego prezydenta Węgier z Hitlerem, który zaproponował wspólny atak na Polskę. Co odpowiedział? Że prędzej wysadziłby swoją kolej, niż zaatakował Polskę. Czy muszę dodawać więcej? 

Dlatego bardzo mnie zabolało, gdy Węgry jako pierwsze postawiły pomnik Katastrofy Smoleńskiej i zostały za to zbesztane przez naszych kochanych polityków. Nawet nie wiem dokładnie o co im poszło, ale sytuacja niezbyt przyjemna, sami przyznajcie. Na szczęście żadnych napięć nie odczułam, choć spędziłam tam majówkę zaraz po katastrofie. Ludzie byli bardzo sympatyczni i czułam się tam, jak u siebie. 

Pierwszą wycieczkę odbyłam z grupą na górę Gellerta, a przynajmniej jej połowę, bo praktycznie od razu się zgubiłam. Nie wiedziałam wtedy, że wszyscy możemy się rozchodzić, że rozdawali jakieś mapy, jak trafić do ośrodka i skupiłam się na zwiedzaniu. Zapamiętałam, że góra Gellerta nosi nazwę po biskupie, którego z niej zrzucili poganie w beczce. Teoretycznie chcieli go zrzucić do wody, w praktyce do rzeki było zbyt daleko... Współczując śmierci, doszłam na szczyt, gdzie niemalże ironizując całą sytuację stał pomnik wolności. Wejście na górę zrobiono stopniowo, z kilkoma, jakby piętrami, które tworzyły idealne tarasy widokowe na resztę miasta. Gdzieś na środkowym piętrze z kolei znajdował się kościół wykuty w skale. Pomysł naprawdę godny podziwu!

(Góra Gellerta)


(kościół w jaskini)

(Pomnik Wolności, słońce wcięło się nie proszone ^^)

(widok z jednego z "pięter" góry Gellerta na miasto)

Kiedy jakimś cudem odnalazłam kogoś, kto po zwiedzaniu, chętnie mnie odprowadził do ośrodka, odnalazłam dane nam materiały, mapki i opisy, z których dowiedziałam się, że Budapeszt to właściwie dwa połączone ze sobą miasta: Buda i Pest. Buda to centralna cześć miasta, Pest jest bardziej na peryferiach. Jednakże zwrot, iż "kręcę się po Budzie", brzmiał zbyt dziwnie, by wejść w nawyk używania go.

Budapeszt jest nazywany "Perłą Dunaju", nie wierzyłam w taką cudowność tego miasta, dopóki nie ujrzałam położonego, tuż nad Dunajem, Królewskiego Zamku (jest jak z bajki!). Mało, która budowla wydaje się tak piękna! W dodatku każdym mógł po zamku swobodnie się poruszać, oczywiście nie mówimy tu o wchodzeniu do środka, choć i część korytarzy była otwarta, a mimo to, ani śladu oszpecającego graffiti. Do tego zamek położony jest tuż nad Dunejem, wokół którego zadbane brzegi, były wylane betonem, wyłożone falochronami, a cudowne mosty, równolegle ciągnęły się przez całą widoczną długość rzeki. W Polsce niestety rzeki w miastach są zazwyczaj zanieczyszczone, a po bokach porastają jakimiś chwastami. Na wpół dzikie, nie pasują do miejskiego otoczenia, zaś w Budapeszcie wszystko ze sobą współgrało.


(Zamek Królewski)

Kolejnym zasługującym na uwagę budynkiem jest Budapeski parlament:


 
(Budapeski Parlament)

Ponoć jeszcze piękniejszy jest w środku, ale niestety wycieczki po nim były już zarezerwowane, a ze względu na weekend, było ich mniej niż zwykle.

Z części "Budy", odchodzi także most na wyspę św. Małgorzaty. Znajdują się tam przede wszystkim kąpieliska, ale też parki, małe zoo, zaś dookoła ciągnie się bieżnia do biegania, zrobiona z dziwnego rodzaju asfaltu, który właściwie sam odbijał buty. Możliwie, że była to po prostu profesjonalistyczna bieżnia, ale biegaczką nie jestem i nie znam się na tym, a to było pierwsze takie doświadczenie i było miło spotkać się z czymś, co zapewne kosztowało, a było udostępnione dla wszystkich. 

(kąpieliska na wyspie św. Małgorzaty)

Poza tym jest to miasto, w którym naprawdę jest masa atrakcji! I rzeczywiście takich które zaskakują, jak pałac cudów, czy muzeum z symulacją gry komputerowej.Zwiedzjąc różne zakątki, można było znaleźć masę pomników, ogrody, czy zaskakujące inne elementy infrastruktury. Lecz o tym w następnej notce ;)

środa, 7 marca 2012

Bo świat jest piękny!

Mówi się, że podróże kształcą. To prawda. Podczas chociażby tygodniowego wyjazdu zdarzało mi się przeżyć więcej kryzysowych sytuacji i przygód, niż przez całe życie. Jednakże nie wiedza mnie pociąga w podróżach, a piękno świata, którego widoki są warte każdej ceny. Niestety jak to u studentów bywa, zazwyczaj nie mam jak zapłacić owych kosztów i zaczyna się kombinowanie. 

Temu właśnie chcę poświęcić tego bloga. Będę opisywać miejsca, w których już byłam, w którym będę, jakie mają możliwości i jakie są sposoby taniego podróżowania, oraz możliwe atrakcje na miejscu. Jak widzicie na suwaczku, w tym roku czeka mnie jedna większa wycieczka, choć prawdopodobnie, gdzieś się jeszcze wyskoczy, choć pewnie w granicach ojczyzny, ale i ona przecież ma swój urok! Także zapraszam do czytania, a na zachętę, kilka zdjęć z obszarów, o których będę opowiadać:

 
(Puszcza Białowieska)

(Stado Tarpanów przy Mazurskich Jeziorach)

(Londyn)

 (Zamek w Budapeszcie)

(Pałac w Wiedniu)

(Park w Amsterdamie)

(Słowackie jaskinie)

 (Beskidy)

A więcej już wkrótce, choć jeszcze nie wiem od czego zacznę :)